“Lotna” Wojciecha Żukrowskiego


Szczegółowe streszczenie



Informacje


Tytułowa Lotna jest klaczą o wielkiej urodzie i niezwykłych cechach poruszania się. Klacz należy do Rotmistrza, o jej dosiadaniu marzą wszyscy ułani.


Bohaterowie opowiadania:

Witek - porucznik; narrator, pisze w pierwszej osobie; jego koń to Wrona

Jerzy Grabowski - podchorąży

Władek Wodnicki - podchorąży

Rotmistrz Chodakiewicz- dowódca

Franciszek Latoń - plutonowy, opiekun koni, później awansowany na wachmistrza

Major - bez nazwiska

Ewa - narzeczona, później żona Jerzego

Maria - dziewczyna Witka, o której on często myśli (nie pojawia się w tekście jako osoba)

Kulawa dziewczynka - bez imienia


Czas akcji: kampania wrześniowa 1939 roku. Nadal upalne dni.


Treść utworu


Uwaga! Film “Lotna” w reżyserii Andrzeja Wajdy nie jest wierną adaptacją utworu; wykorzystuje tylko niektóre jego wątki.


Wieczór po gorącym dniu. Zmęczeni ułani smażyli jajecznicę. Jerzy pisał kolejny list do narzeczonej Ewy, mając nadzieję, że kiedyś ona je wszystkie dostanie. Koledzy szydzili z jego miłości. Witek myślał o Marii, swojej dziewczynie i wspominał czas pożegnania. Na zewnątrz słychać było parskanie koni i obrządek przy nich wykonywany. Wywiązała się rozmowa o Lotnej, mężczyźni porównywali jej urodę do urody kobiety. Witek myślał też o Rotmistrzu jako dowódcy, który zawsze trzymał dystans wobec podwładnych, zawsze był nienagannie ubrany, a jeźdźcem był takim, że moneta 5-złotowa trzymana kolanem przy koniu nawet w galopie nie wypadała.


Rotmistrz zasnął na biurku i obudził go koszmarny sen. Śniło mu się, że dostał kulę w pierś i widział nawet jej ślad na skórze. Jerzy powiedział, że pewnie pchła go ugryzła. Ktoś zapytał, co się stanie z Lotną, jeśli Rotmistrz by zginął. Rotmistrz wyjął zapałki i mężczyźni losowali. Następnym w kolejce do Lotnej miał być Jerzy, potem Witek, potem Władek.


Po jedzeniu poszli spać do stodoły. Konie były już obrządzone przez Latonia.

Na sianie rozmawiali o swoich dziewczynach i wspominali ich letnie sukienki. Jerzy tuż przed wyjazdem był z Ewą w kinie na pokrzepiającym filmie “Francja czuwa”, o Maginocie. Wspominał, jak w kinie pieścił nogi dziewczyny. Witek zasnął, koledzy przekomarzali się jeszcze.


O wpół do trzeciej nad ranem Witka obudziło wezwanie do Rotmistrza, który był już we wsi na rozmowie z majorem. Witek zastał ich nad mapą. Rotmistrz ostrym tonem wydał rozkazy dotyczące wymarszu o czwartej. Oddział miał się rozdzielić, Witek miał wziąć dwa plutony, jechać inna drogą i połączyć się z plutonem prowadzonym przez Rotmistrza w miejscu docelowym. Witek jechał na czele powierzonego mu wojska i odczuwał głębokie osamotnienie, modlił się. Myślał też o Lotnej, że chciałby ją mieć, ale tę myśl odgonił, kojarząc ją, według losowania, ze śmiercią Rotmistrza i Jerzego.


Było jeszcze ciemno, jak dotarli do wioski; pluton Rotmistrza również, z drugiej strony. W wiosce stacjonowali Niemcy. Trąbka zagrała. Pluton Rotmistrza rozpoczął szarżę. Ułani Witka mieli wielki zapał do szarży, Witek wydał rozkaz “Szable w dłoń!” i zaatakowano wioskę. Witek czuł, jak współgrał z niosącym go koniem. Z domów zaczęli wybiegać nieubrani, nagle obudzeni Niemcy. Strzelali na oślep, byli zaskoczeni i ułani ich z łatwością siekli szablami. Dużo ciał było na polu walki. Latoń zawołał, aby nie brać jeńców. Niemiecki oficer schowany za sągiem drzewa strzelał do nich. Trzech Niemców zdawało się nie stawiać oporu, nagle jeden z nich wystrzelił do Witka. Chybił. Witek strzelił do niego uciekającego przez płot i go zabił; ciało było przewieszone przez płot. Dwaj inni podnieśli ręce i prosili, żeby nie strzelać. Mieli dziecięce twarze i zbierało im się na płacz. Witek kazał im zdjąć buty i otrząsnąć owoce z jabłoni, co uczynili i razem jedli jabłka.


Ludzie z domów powychodzili, było wśród nich wielu uchodźców. Latoń zgłosił Witkowi, że tylko dwóch zostało zabitych, kilku lekko rannych. Zginął Rotmistrz, dostał kulę w usta. Szarżę po tamtej stronie wioski skończyli sami, bez dowódcy. Witek przeszukał mundur Rotmistrza, ale nic nie znalazł, zegarek dał na przechowanie księdzu. Kulawa dziewczynka złożyła przy zwłokach naręcze kwiatów. Dla Niemców kopano wspólną mogiłę. Witek poprosił księdza o mszę żałobną i chciał za nią zapłacić, ale ksiądz odmówił przyjęcia zapłaty. Mieszkańcy wsi wynosili dumnym ułanom mleko i chleb.


Z chwilą śmierci Rotmistrza, Witek stał się dowódcą oddziału.


Witek myślał pożądliwie o Lotnej, ale kolej jej posiadania przypadała na Jerzego. Zaprowadził ją Jerzemu. Wodnicki zażartował, że jest o jedno miejsce bliżej do posiadania Lotnej, ale wszystkich ten żart zezłościł. Wszyscy zdawali sobie sprawę z tego, że i oni mogą zginąć.


W tłumie uchodźców była Ewa, narzeczona Jerzego, rozpoznała go i przybiegła. Ewa spontanicznie zgodziła się wyjść za Jerzego za mąż. Zarządzono szybki ślub. Witka poproszono na świadka. Jerzy pokazał Ewie Lotną i chwalił urodę klaczy. Ewa była zmieszana tym zachwytem, jakby większym dla konia niż dla niej.


Ciało Rotmistrza złożono w trumnie, kulawa dziewczynka ułożyła astry.

Ksiądz wyspowiadał młodych i udzielił im ślubu. W zakrystii podpisano akt ślubu, Latoń był również świadkiem. Witek awansował go: kazał mu podpisać akt ze stopniem wachmistrz, a nie plutonowy, przed nazwiskiem. Młodym złożono życzenia szczęścia.

Witek chciał Ewę pocałować w policzek, ale ona się odwróciła i pocałowała go w usta.


Witka wezwano do sztabu. Udając się tam widział wielkie ilości polskiego wojska, piechoty. Nie dowierzał, że taka masa wojska mogła być przez Niemców zepchnięta. Ludzie wynosili żołnierzom jedzenie. W studniach zabrakło wody, żołnierze pili wodę ze stawu, kąpali się. Jakaś kompania śpiewała, kobiety płakały.


Wieczorem było wesele w sali szkolnej. Ludzie przynieśli jedzenie, było dużo wódki (Witek też nie odmówił) i muzyka. Major obwieszony medalami nadskakiwał Ewie, czym była zmęczona, jak i całym dniem. Nie peszyły jej przymówki na temat nocy poślubnej.


Dwaj ułani założyli maski gazowe i rozbili pasiekę, przynieśli miód. Było dużo chętnych do miodu i ustawiano ich w kolejkę. Młodzi wyszli, w sali zostali goście. Żołnierze tańczyli z dziewczętami ze wsi. Śpiewano z pijacką rzewnością. Na zewnątrz nadal maszerowały kolumny wojska. Witek tęsknie myślał o Marii.


Witek usiadł na ławce, na niej siedziała kulawa dziewczynka, około 15-letnia. Płakała. Witek domyślił się, że płakała ze smutnej zazdrości, że ona za mąż nie wyjdzie. Zaczął ją pocieszać, dziewczynka pocałowała go w usta. Witek powiedział jej, żeby poszła spać i o nim pamiętała. Dziewczynka zapewniła go, że będzie pamiętać.


W sali zrobiła się awantura, major się z kimś szamotał i coś krzyczał. Jakiś cywil wykrzykiwał, że pod konie jako ściółkę położono nieomłócony owies. Szukał dowódcy, trzeźwego, aby się poskarżyć, że jak zwrócił ułanom uwagę, to go wyrzucili z własnej stodoły. Major na to powiedział, że wszystkie zapasy trzeba zniszczyć, żeby się nie dostały w ręce Niemców. Cywil był przejęty, że major widział nadchodzący koniec.


Jerzy z Ewą spędzili noc poślubną w stodole i nikogo tam nie wpuszczano.


Witek słyszał, jak w zamkniętym pokoju podchmielony major mówił: jak nastała wolna Polska, to ci cwani do piersi doskoczyli, i mleko im do gęby płynęło. A kto na miłość dał się wziąć i od strony dupy podchodził, to mu gówno w garści zostało. Witek był wściekły słysząc te słowa, bo burzyły wpajane mu ideały: Polskę, w której obronie gotowy był zginąć. Poszedł spać do innej stodoły.


Zgodnie z rozkazem, rano Witek wyprowadził oddział ze wsi. Żegnali ich mieszkańcy i uchodźcy. Kulawa dziewczynka chciała dać Witkowi kwiaty, ale Jerzy na Lotnej kwiaty przechwycił, na co ona zaoponowała. Witek jej zasalutował, dziewczynka się rozpromieniła. Ułani poprzypinali sobie kwiaty do mundurów. Pęk astrów Wodnicki rzucił na wóz Ewie. Dziwił się, że nie było widać po niej śladów zmęczenia nocą poślubną. Witek myślał, że nawet nie wie, jak ta dziewczynka miała na imię.

Ewa poprosiła Witka, aby oszczędzał Jerzego. Witek się roześmiał, nie odpowiedział. Potem dużo o tym myślał, że gdyby się do prośby przychylił, to może nie byłoby tych dalszych zdarzeń.


Za jakiś czas posuwali się za uchodzącą dywizją, bez mapy. Motocyklista podał Witkowi nazwy wiosek, przez które dalej mieli jechać, wypisane na pudełku papierosów. Też nie miał mapy. Nad nimi świstały kule. Zobaczyli biegnących żołnierzy. Drwili z nich. Żołnierze uciekali przed Niemcami, którzy ich osaczali.


Witek wydał rozkaz, aby Jerzy z dwoma plutonami posuwał się dalej według rozkazu, a on z jednym plutonem miałby zostać i przyhamować Niemców. Jerzy zaoponował, aby Witek nie robił z siebie bohatera; Witek w służbowy sposób rozkaz powtórzył. Obaj byli urażeni.


Nadbiegali kolejni żołnierze, ich dowódca był zagubiony w sytuacji. Żołnierze schowali się w sadzie i zrywali owoce. Ogień ustał i wszyscy mieli chwilę na odpoczynek. Witek nabierał wątpliwości, czy słusznie postąpił, rozdzielając oddział.


Nadleciały samoloty i bombardowały odległe tereny. Witkowi przyszło na myśl, że to tam, gdzie mógłby teraz być Jerzy z ułanami. Próbował odsunąć od siebie tę myśl.


Blisko nich pojawili się Niemcy na motocyklach. Witek przygotował na nich zasadzkę. Ułanom udało się rozbić patrol Niemców bez strat. Byli dumni z celnych strzałów i zaczęli śpiewać “Ułani, ułani, malowane dzieci...”. Chwalili Witka za udaną akcję. Dalej oddział posuwał się powoli, bo z nimi przemieszczali się żołnierze piechoty. Witek wydal rozkaz Latoniowi, aby z kilku ludźmi pojechał szybciej i zbadał sytuację szwadronu prowadzonego przez Jerzego. Latoń był bardzo dumny z powierzenia mu tego zadania.


Latoń pojechał i wkrótce wrócił z kamienną twarzą, pobrudzony krwią. “Szwadron rozbity!” - ogłosił - “Samoloty...”.

Witek ruszył galopem. Dotarł na miejsce zdarzenia, gdzie zobaczył ciała ludzi i koni we krwi. Był przerażony. Siedemnastu ułanów zginęło, w tym Jerzy. Wóz był rozbity, ale Ewa żyła, ale nie miała odwagi patrzeć ani na Jerzego, ani na innych. Witek schylony nad zwłokami Jerzego, chciał mu się wytłumaczyć, że przecież nie mógł tego przewidzieć. Władek Wodnicki miał przestrzelone udo, leżąc doglądał kopania mogił i nie chciał z Witkiem rozmawiać.


Wśród ocalałych koni była Lotna. Witek gorzko myślał, że to od niej się zaczął ten łańcuch nieszczęść. Myślał o Marii, która na pewno zrozumiałaby jego ból. Poszedł do stodoły na nocleg. Zobaczył tam kogoś. Okazało się, że to były zwłoki. Kazał je wynieść. Grzebano zmarłych, Latoń spisywał ich nazwiska.


Przyszły nowe rozkazy o dalszej drodze. Wodnicki upił się i wspomniał, że Witek “dopiął swego”, bo teraz Lotna należała do Witka. Rzekł też, płacząc: “Zmarnowałeś nas!”


Posuwali się na południe, Witek dosiadał Lotnej. Ułani byli do niego wrogo nastawieni.

27 września już nie było dokąd dalej iść. Doszli do granicy. Witek myślał o Marii. Miał w sobie wielki żal i wyrzuty sumienia z powodu swojej decyzji o rozdzieleniu oddziału. Samoloty nad nimi latały, ale już nie zrzucano bomb. Witek odczuł to jako znak, że Niemcy się już z nimi przestali liczyć.


Rozpalili ognisko. Latoń zapytał Witka, czy zamierza on przechodzić przez granicę. Myśląc o Marii, odpowiedział, że nie. Latoń poprosił go o Lotną, Witek mu ją dał. Latoń Lotnej dosiadł, ale klacz była niespokojna i poniosła, spadła ze zbocza. Witek miał pretensję do Latonia, że konia zmarnował, na co ten, że to Witek urok rzucił na Lotną. Wycelował do Witka z pistoletu, zarzucając mu też, że wszystkich ułanów Witek chciał się pozbyć. Na pomoc Witkowi przyszli ułani. Obezwładnili Latonia, który wykrzykiwał, że nieraz życzył paniczykowi Witkowi skonania (Latoń był z pochodzenia chłopem). Witek zdał sobie sprawę, że Laton od dawna mu źle życzył.


Lotna miała złamaną kość, która przebiła skórę. Trzeba było ją dobić. Witek wycelował, ale nie mógł się na to zdobyć. Ułani puścili Latonia, który Lotną dobił. Przykryli ją gałęziami, których narąbali z wściekłą pasją.


Witek włożył szablę między kamienie i ją złamał.

Żołnierze przechodzili granicę. Latoń także; zasalutował Witkowi, ten go pożegnał słowami “Szczęść Boże”. Sam zawrócił.



EM   8 IV 2010